Premier Donald Tusk oznajmia, że w imię bezpieczeństwa państwa uruchomi zdecydowane środki przeciw aktywistom Ostatniego Pokolenia, którzy zapowiedzieli blokady arterii komunikacyjnych w Warszawie, by zmusić rząd do poważnego potraktowania pogłębiającego się kryzysu klimatycznego. Mamy prawo zakładać, że Tusk nie żartuje. W końcu to on kilka miesięcy temu zapowiedział zawieszenie prawa do azylu na terenach położonych przy granicy z Białorusią. Także w imię bezpieczeństwa państwa. Bezpieczeństwo państwa przyświeca prezydentowi Korei Południowej, gdy 3 grudnia’24 ogłasza operetkowy – bo trwający ledwie kilka godzin – stan wojenny, zawieszając parlament i większość swobód obywatelskich w swoim kraju.
Bezpieczeństwo każe premierowi Indii latami utrzymywać zupełnie nieoperetkowy stan wyjątkowy w Kaszmirze i spychać muzułmanów stanowiących 10 procent ludności kraju na pozycję obywateli drugiej kategorii. Bezpieczeństwem zasłaniał się prezydent Putin atakując Ukrainę i w imię bezpieczeństwa premier Netanjahu rozpoczął ludobójstwo w Gazie. Z drugiej strony organizacje humanitarne i ONZ wołają o przerwanie ognia, by zapewnić bezpieczeństwo bombardowanym ofiarom agresji w obu miejscach. Zupełnie inaczej niż niektóre rządy NATO, które nie chcą rozejmu w Ukrainie – oczywiście w imię bezpieczeństwa.
Bezpieczeństwo stało się państwowym priorytetem, wytrychem pozwalającym uzasadnić najbardziej kontrowersyjne posunięcia, ale też sposobem na ich krytykę. Widnieje nawet na sztandarach zwolenników radykalnego postępu – na przykład wtedy, gdy żądają bezpiecznych przestrzeni na uniwersytetach i w Internecie. Usunęło w cień demokrację, sprawiedliwość społeczną, wolność słowa i otwarte granice. W świetle prymatu bezpieczeństwa wszystkie zdobycze społeczeństw wywalczone w ciągu minionych 200 lat stały się warunkowe. Możemy sobie na nie pozwolić tylko wówczas, gdy nie kolidują z jego bezwzględnymi wymogami.
Znacząca zmiana znaczenia
Ale kariera bezpieczeństwa to tylko jeden aspekt opisywanego tu fenomenu. Innym pozostaje semantyka historyczna pojęcia bezpieczeństwa opisująca transformację, jaką przeszło ono w minionych trzech dekadach. I to ona staje się kluczem do zrozumienia charakteru i wagi Wielkiej Sekurytyzacji, w której chcąc nie chcąc bierzemy udział.
Pod pewnym istotnym względem bezpieczeństwo, które dziś kultywujemy, nie jest tym samym, czym było jeszcze 30 lat temu. W gruncie rzeczy jest zaprzeczeniem dawnego znaczenia tego pojęcia. O ile bowiem wcześniej bezpieczeństwo stanowiło fundament konstrukcji społecznej nowoczesnej polityczności i podmiotowości politycznej, to obecnie właściwie we wszystkich swych postaciach łączy się z odpolitycznieniem. Emblematycznym przykładem powiązania bezpieczeństwa z odmową polityczności jest izraelska polityka wobec Palestyńczyków. We wszystkich swych przejawach – okupacji, czystki etnicznej, kolonizacji, reżimu apartheidu i ludobójstwa – wpisuje się ona w coś, co należałoby określić mianem paradygmatu bezpieczeństwa narodowego. I jako taka we wszystkich swych postaciach realizuje ten sam zamysł. Polega on na odebraniu jej ofiarom materialnych, symbolicznych, społecznych warunków samookreślania się jako zbiorowości politycznej. Jak zauważył izraelski antropolog Jeff Halper, celem działań Izraela ma być przekształcenie Strefy Gazy i innych palestyńskich enklaw w ludzkie składowiska, coś w rodzaju bliskowschodnich faveli, gdzie królują powszechna alienacja, bezrobocie, przemoc i narkotyki, a partykularne lojalności klanowo-etno-religijne zastępują jakąkolwiek polityczną podmiotowość, z jej roszczeniami do uniwersalności. Dlatego rację ma inny izraelski intelektualista, politolog Baruch Kimmerling, gdy nie waha się nazywać tego, co armia jego kraju robi w Strefie Gazy – politykobójstwem.
Kiedy to się zaczęło? Z pewnością punktem zwrotnym była tu wojna z terroryzmem, ale już wcześniej kierunek transformacji wyznaczyła reakcja formalnie demokratycznych rządów na ruch alterglobalistyczny. Jej punktem kulminacyjnym była państwowo-policyjna mobilizacja rządu Silvio Berslusconiego przeciw masowym protestom podczas szczytu G-8 w Genui, na kilka tygodni przed zamachami 11 września. Kilkudniowa pacyfikacja demonstracji doprowadziła do brutalnych walk ulicznych, śmierci jednego z demonstrantów i tysięcy rannych oraz pobitych już po zatrzymaniu przez policję. Wraz z towarzyszącą jej kampanią medialną, eksploatującą retorykę kryminalizacji demonstrantów, operacja ta stanowiła pierwszą od lat 80. tak spójną i jawną manifestację prymatu bezpieczeństwa nad wolnością słowa, przemieszczania się i politycznej samoorganizacji w sercu Unii Europejskiej. Ale wydarzenia w Genui, które zgodnie ze schematem teoretycznym zaproponowanym przez Jacquesa Rancière’a można by nazwać wyparciem polityki przez policję, stanowią zwieńczenie długiego procesu naznaczonego – by użyć sformułowania tego samego myśliciela – nienawiścią do demokracji.
W dziewiętnastowiecznym dyskursie funkcjonowało pojęcie „klasy niebezpiecznej”, którą należy trzymać z dala nie tylko od owoców ekspansji gospodarczej, ale przede wszystkim postępu prawnego i politycznego. Jego ówczesna popularność stanowiła wyraz spontanicznej ideologii antydemokratyzmu charakteryzującej świadomość burżuazji zachodniej w pierwszym stuleciu jej hegemonii w kapitalizmie przemysłowym. Bezpieczeństwo oznaczało wtedy przede wszystkim policyjną praktykę dozoru i represji grup uznanych za niebezpieczne dla panującego porządku (choć zarazem niezbędnych jego rozszerzonej reprodukcji). Od kilku dekad obserwujemy jego triumfalny powrót w kontekście strukturalnego kryzysu systemu i wdrażania neoliberalnych strategii zarządzania nim. To właśnie ekonomia polityczna neoliberalnego reżimu akumulacji stanowi pole, na którym bezpieczeństwo policyjne zapuściło korzenie.
Kapitalistyczna niepewność i bezpieczeństwo socjalne
W swojej najnowszej książce The Age of Insecurity amerykańska reżyserka i pisarka polityczna Astra Taylor łączy prymat ideologii i polityk bezpieczeństwa z szerzeniem się niepewności (prekaryzacji). Wskazuje przy tym, że tendencja do prekaryzacji obecna jest u początków europejskiego kapitalizmu i jako taka należy do jego kodu genetycznego, wpływając na formację historyczną systemu. Taylor przywołuje tu teoretyka polityki Marka Neocleousa wskazującego, że samo słowo „niepewność” pojawiło się w XVII wieku wraz z powstaniem kapitalizmu i narodzinami ery nowoczesności. Ówczesny świat – tak błyskotliwie opisany w antropologicznych rozważaniach Thomasa Hobbesa w Lewiatanie – stanowił idealne niemal wcielenie wszechobecnej i nieodpartej prekarności w obszarach ludzkiej egzystencji, struktur społecznych, porządków wartości. Nakładające się na siebie katastrofalne efekty kryzysów: ekonomicznego, zdrowotnego i klimatycznego nękały ludzkość przez większą część stulecia, prowadząc do trwałej destabilizacji sposobów życia i produkcji całych społeczeństw. Otworzyła ona możliwość akumulacji pierwotnej, która wyłoniła się z pełnej przemocy odpowiedzi klas uprzywilejowanych na gwałtowny i trwały deficyt dóbr i stabilność porządku społecznego. Właściwie bez efektu synergii kryzysów trudno sobie wyobrazić, że europejskie klasy uprzywilejowane zdołałyby pokonać opór, dokonać wywłaszczenia, a nawet zniewolić część euroatlantyckich klas plebejskich. Dopiero odcięcie plebejuszy od środków produkcji i sposobów autonomicznego zaspokajania potrzeb umożliwiło skazanie ich na zależność od zmiennych rynków i sprawujących nad mini władzę sił państwa i kapitału. Odtąd wytworzona przez wymogi akumulacji niepewność stała się integralną częścią kondycji warstw ludowych. Parafrazując Marksa, logika nieograniczonej akumulacji sprawiła, że dla biednych wszystko, co stałe, rozpłynęło się w powietrzu. Odtąd też zniesienie wytworzonej niepewności wyznaczyło horyzont oczekiwań i walk ruchów robotniczych ery przemysłowej.
I to właśnie im należy zawdzięczać zdefiniowanie bezpieczeństwa w kategoriach socjalnych. Dokonało się to wraz z plebejskimi intruzjami w pole polityczne, które przełamały jego klasyczne ograniczenia, wytyczyły ramy nowoczesnej polityczności i ufundowały sfery publiczne, jakie znamy. Bezpieczeństwo rozumiane jako wolność od tego wszystkiego co składało się na kapitalistyczną, wytworzoną niepewność – a zatem arbitralnej władzy klasowej, kaprysów rynków, bezwzględnego wyzysku, nędzy, głodu, śmierci z powodu wyleczalnych chorób i koszmaru pozbawionej wsparcia starości – zaczęło torować sobie drogę wraz ze zdobyczami kolejnych fal strajków i rebelii robotniczych oraz powstań antykolonialnych. Od drugiej połowy XIX wieku bezpieczeństwo socjalne znalazło się na sztandarach kolejnych rewolucji, a w pierwszej połowie XX wieku stało się jednym ze strategicznych wyznaczników polityk społecznych realizowanych w krajach komunistycznych, równolegle stanowiąc element osi projektu keynesowskiego na Zachodzie. Skądinąd koncepcja Keynesa opierała się na trafnym rozpoznaniu niepewności rynków kapitalistycznych (w odróżnieniu od konsekrowanego przez liberałów ryzyka) i stanowiła próbę odpowiedzi na nią m.in. poprzez budowę systemu zabezpieczeń socjalnych, pełnego zatrudnienia i demokracji przemysłowej.
Krótką hegemonię bezpieczeństwa socjalnego w myśli i praktyce politycznej Zachodu zakończył kryzys stagnacji i państwa dobrobytu w latach 70. oraz pułapka zadłużenia, w którą równolegle wpadły Trzeci Świat i część Bloku Wschodniego (Polska, Węgry, Jugosławia). Procesy te stały się pretekstem do demontażu systemu praw socjalnych, a jako takie rozpoczęły proces semantycznej transformacji kategorii bezpieczeństwa. W ciągu kolejnych dekad, im mniej go było w sferze zaspokajania potrzeb i amortyzacji rynkowej niepewności, w tym większym stopniu powiększał się popyt na bezpieczeństwo policyjne.
Neoliberalna prekaryzacja i popyt na policję
Neoliberalizm nie ożywił kapitalizmu. Uratował zyski kosztem spadającej stopy wzrostu, ekspansji sektora finansowego, a przede wszystkim za sprawą odwrócenia strumieni redystrybucji wytwarzanego przez gospodarki bogactwa. David Harvey uchwycił istotę nowego reżimu ekonomicznego nazywając go „akumulacją przez wywłaszczenie”. Warunkiem jego sukcesu – podobnie jak w erze akumulacji pierwotnej – było złamanie oporu pracujących i prekaryzacja ich form życia. Sojusz kapitału i państw rozpoczął ofensywę przeciw zorganizowanemu ruchowi robotniczemu, czemu towarzyszyły próby delegitymizacji specyficznych sposobów jego działania. Jednostronne wypowiedzenie układów zbiorowych, ograniczanie prawa do strajków – w tym zakaz strajków solidarnościowych, mnożenie trudności w zakładaniu i działalności związków zawodowych, wreszcie zniszczenie egalitarnej kultury proletariackiej dokonało się za sprawą miksu kulturalno-politycznej kontrrewolucji, represji policyjnych, strukturalnego bezrobocia i narastających nierówności.
Jedną z cech neoliberalnego reżimu akumulacji jest ograniczanie spektrum politycznego wyboru, widoczne najlepiej w gospodarce. W Europie i USA, niezależnie od tego jaka partia kontroluje ministerstwo finansów, od trzech dekad widać tendencję do eliminacji polityki ekonomicznej i zastąpienie jej eksperckim zarządzaniem, pod którym kryje się forsowanie interesów dominujących segmentów kapitału. Kolejne obszary władzy i praktyki ekonomicznej wyzwalają się spod demokratycznej kontroli narzuconej po II wojnie światowej w wyniku presji ruchów pracowniczych. Jeśli za Harveyem dostrzeżemy w neoliberalizmie restaurację władzy klasowej, to nie zdziwi nas, że przyniósł on specjalne uprawnienia dla policji, a liberalizacji kodeksów pracy towarzyszyło zaostrzenie kodeksów karnych. Sposoby na złamanie kręgosłupa grupom stojącym na drodze restauracji były różne, ale efekt zawsze był ten sam. Kiedy w Europie kapitał pacyfikował siłę roboczą widmem bardzo realnego bezrobocia, w Stanach Zjednoczonych sposobem na pacyfikację ubożejącej klasy pracujących stała się kryminalizacja i inkarceracja urasowionego ubóstwa albo –mówiąc słowami Löica Wacquanta – uwięzienie nędzy.
Innym sposobem osłabienia pozycji siły roboczej jest dziś sekurytyzacja polityki granicznej. Należy pamiętać, że podobnie jak to było w erze pierwszej industrializacji, obecnie migranci – zarówno wewnętrzni jak i zewnętrzni – stanowią liczącą się grupę w kluczowych sektorach produkcyjnych i logistycznych nowoczesnej gospodarki. Dlatego wszelkie zaostrzenia polityk granicznych uderzają rykoszetem w siłę przetargową ogółu pracowników. Tak też należy odczytywać klasowy wymiar trwającego od kilkunastu lat przekształcenia granic z miejsc realizacji prawa do przemieszczania się i azylu w zmilitaryzowaną przestrzeń wykluczenia, urasawiającej selekcji. Sekurytyzacja polityk granicznych w Unii Europejskiej de facto zawiesiła prawo do azylu, zanim jakikolwiek unijny szef rządu wpadł na taki pomysł.
Dzisiejsze polityki bezpieczeństwa nie są jednak powrotem do ery przedkeynesowskiej, tak jak neoliberalizm nie jest prostą kontynuacją kapitalizmu sprzed Wielkiego Kryzysu 1929 roku. Jesteśmy w zupełnie innym miejscu. Polityka bezpieczeństwa nie operuje już retoryką klas niebezpiecznych, choć nie waha się użyć kategorii w rodzaju niebezpiecznej dzielnicy. W ogóle odchodzi od terminologii klasowej, jako zbyt politycznej, i zmienia społeczeństwo w populację. Tym samym odmawia uznania grupowych przynależności i wynikających z nich aspiracji, zarówno po stronie tych, których ma chronić, jak i tych, przed którymi ma chronić. Ten aspekt sekurytyzacji w pełni doszedł do głosu podczas pandemii Covid-19, kiedy fizyczna izolacja pracowników zbiegła się z masowym zastosowaniem nowych narzędzi cyfrowej ich kontroli i erupcją platformowego kapitalizmu inwigilacji.
Zarysowana wyżej społeczna alienacja narzuca jej ofiarom konieczność dostosowania się do nowych warunków określonych przez wszechobecną niepewność (zatrudnienia, płacy, zdrowia, jakości usług publicznych, komunikacji itd.). Zarazem oferuje im kompensację w postaci przedefiniowanego w kategoriach policyjnych bezpieczeństwa. Teraz nie jest już ono zbiorowe, ale indywidualne, nie dotyczy gwarancji postępu w polepszaniu warunków życiowych, ale obrony – coraz marniejszego – stanu posiadania. Ten ruch odpowiada przejściu od solidarności klasowej do kreowania innych jako konkurencji (indywidualnie) i zagrożenia (zbiorowo), przed którym ma chronić przeobrażone bezpieczeństwo. W reżimie neoliberalnym miejsca pracy przestają być przestrzeniami kolektywnego upodmiotowienia i praktykowania sprawczości. Stają się polem rywalizacji między jednostkami, a dawną solidarność klasową zastępuje indywidualne poczucie zagrożenia ze strony innych definiowanych przez kolor skóry, płeć czy wyznanie. To takie właśnie partykularne markery tożsamości, a nie uniwersalne kategorie równości, sprawiedliwości czy praw pracowniczych, stają się stawkami antagonizmów i sztandarami odpolitycznionych form rewindykacji. Taka jest realnie istniejąca, materialna podstawa oddolnego pragnienia bezpieczeństwa, na którą odpowiadają dziś już postneoliberalne państwa.
Zarówno bezpieczeństwo socjalne, jak i policyjne opierają się na kapitalistycznym państwie. Istnieją tu jednak fundamentalne różnice. Warunkiem pierwszego była demokratyzacja aparatów władzy pod naciskiem zorganizowanych sił klas podporządkowanych. Wymusiła ona na państwie uwzględnianie antagonistycznego charakteru kapitalistycznych form uspołecznienia i dążenie do reprezentacji społeczeństwa jako konfliktowej całości. Tymczasem państwo zapewniające bezpieczeństwo policyjne ma zupełnie inne ambicje – stanowi wcielenie partykularyzmu uprzywilejowanych.
Imperializm, czyli bezpieczeństwo zamiast pokoju
Na poziomie globalnym sekurytyzacja wiąże się z militaryzacją porządku międzynarodowego, erozją systemu ONZ i prawa międzynarodowego oraz wzrostem rywalizacji międzyimperialistycznej. Tłem dla tych procesów pozostaje schyłek dotychczasowego układu hegemonicznego w kapitalistycznej gospodarce-świecie i polityczno-ekonomiczne bifurkacje towarzyszące epoce przejściowej, którą Antonio Gramsci nazwał czasem potworów. Wszystko to sprzyja prymatowi działań zbrojnych nad negocjacjami i politycznymi kompromisami. W takich uwarunkowaniach powszechne dążenie do zapewnienia bezpieczeństwa międzynarodowego stanowi zaprzeczenie dążenia do pokoju. Widać to dobrze na przykładzie nieograniczonej wojny z terroryzmem ogłoszonej przez administrację prezydenta Busha juniora jesienią 2001 roku. Zapoczątkowała ona proces odbierania mniejszym krajom i aktorom niepaństwowym (np. ruchom narodowowyzwoleńczym) statusu równorzędnych partnerów negocjacyjnych mocarstw, degradując je do roli państw upadłych lub sił o charakterze przestępczym. Przy czym odmowa uznania oznacza tu odmowę pokoju.
Podobnie jak nie negocjuje się z terrorystami, tak też z podmiotami uznanymi za nielegalne nie zawiera się pokoju. Można je co najwyżej zniszczyć lub spacyfikować. W tym sensie mocarstwowa troska o bezpieczeństwo nie eliminuje przemocy (np. okupacyjnej), ale przeciwnie, utrwala ją i legitymizuje. Sekurytyzacyjna logika powołuje zatem do życia zupełnie nową sytuację, która z pewnością nie jest już pokojem, ale zarazem jeszcze nie spełnia formalnych wymogów stanu wojny. Jako nie-pokój charakteryzuje się wywłaszczeniem podlegającej jej populacji z praw do politycznej ekspresji i samostanowienia. Jako nie-wojna pozwala nie stosować wobec niej zobowiązań wynikających z Konwencji genewskich. Jedno i drugie otwiera możliwość rozmywania granicy między cywilami, a wrogą siłą zbrojną oraz między wrogą siłą zbrojną, a nielegalnymi bojownikami (terrorystami). W tym prawno-politycznym limbo przemoc nie jest clausewitzowską polityką realizowaną innymi środkami, ale sposobem zarządzania odpolitycznioną ludnością. Tak w istocie można określić strategię konfliktów asymetrycznych, misji stabilizacyjnych, interwencji humanitarnych, działań hybrydowych, zmilitaryzowanych operacji state-building lub operacji specjalnych podejmowanych przez mocarstwa na peryferiach systemu globalnego.
Akceleratory sekurytyzacji
Przejście od polityki do policji dokonuje się dziś na niemal wszystkich poziomach społecznej praktyki. Wpisuje się zarówno w cykl hegemoniczny, zarządzanie kryzysami epoki przejściowej, jak i w reakcje na osiągniecie środowiskowych granic nieograniczonej akumulacji kapitału. Parametry nowej niepewności stanowią środowisko ekologiczne sprzyjające szerzeniu się Wielkiej Sekurytyzacji. Akceleratorami tego procesu są zarówno logiki zarządzania kapitalizmem (i jego kryzysami), jak i reaktywne strategie dostosowania do warunków narzuconych przez kapitał, po które sięgają wykluczeni i wyzyskiwani. Sekurytyzacja stanowi zatem wynik restauracji wytworzonej przez kapitał niepewności i co najwyżej służy zarządzaniu jej społecznymi skutkami. Godząc się na nieusuwalność wytworzonej niepewności, ma być panaceum na wynikające z niej zagrożenia. Przy czym jako najważniejsze z nich identyfikuje się elementy składowe bezpieczeństwa socjalnego, takie jak demokracja społeczna, polityczne formy antagonizmu klasowego czy polityki redystrybucji. Nie powinno nas to zaskakiwać. Jeżeli bowiem walka o bezpieczeństwo socjalne umożliwiła nowoczesną politykę, to siły dążące dziś do zapewnienia bezpieczeństwa policyjnego uważają ją za zagrożenie, które należy wyeliminować.
Przemysław Wielgosz – redaktor, wydawca, eseista. Redaktor naczelny Le Monde diplomatique – edycja polska, redaktor merytoryczny serii książkowej Ludowa historia Polski, wydawca, eseista i kurator cykli dyskursywnych, m.in. realizowanego wraz z Strefą WolnoSłową cyklu Przeobrażenia. Nienaturalna historia kryzysów środowiskowych. Publikował m.in. w Przekroju, Piśmie, Dwutygodniku. Autor książek Witajcie w cięższych czasach (2020), Gra w rasy (2021), redaktor i współautor książek Ekonomie przyszłości (2021), Ludowa historia kobiet (2023).